sobota, 25 czerwca 2016

Były sobie świnki trzy - Olga Rudnicka

Zostać bogatą wdową ...
Żeby to było takie proste ...


Były sobie świnki trzy: Jolka, Kama i Martusia, które chciały zostać bogatymi wdowami. Wspólnie postanowiły uśmiercić swoich mężów by cel ten osiągnąć. Ale okazuje się, że zabicie własnego męża jest trudniejsze niż im się wydawało. Tak więc decydują, że każda z nich zabije męża innej. Ustalają nawet kolejność śmierci małżonków zaczynając od męża Kamy a kończąc na drugiej połówce Jolki. Niestety zwykły przypadek a raczej wypadek psuje ich szyki. Na ich szczęście (a na nieszczęście małżonków) jakaś tajemna siła czuwa nad przyjaciółkami i ku ich zaskoczeniu realizacja morderczego planu rusza do przodu. Niebawem też panie zdobywają przydatną i żądną zemsty wspólniczkę, która przystaje do ich "spółki". Czy uda im się pozbyć ukochanych tak by nie trafić za kratki? 

Olga Rudnicka w moim przekonaniu to prawdziwa królowa komedii kryminalnych na papierze. Choć nie ukrywam, że chętnie obejrzałabym film na podstawie jej książek, przy których można się nieźle uśmiać. Ten kto już miał do czynienia z jej twórczością ten dobrze wie o czym piszę. 

"Były sobie świnki trzy" to moja jej pierwsza książka tej autorki. O jej twórczości słyszałam już od kilku lat. Jednak zbyt sceptycznie podchodzę do polskich autorek. Zwykle polskie klimaty nie cieszą się moją sympatią. Po prostu nie mogłam się do nich przekonać. Teraz za sprawą Olgi Rudnickiej to się zmienia. 

Czytając tę książkę miałam naprawdę niezły ubaw i wielokrotnie wybuchałam śmiechem z zabawnych perypetii Jolki, Kamy i Martusi. Nieraz w trakcie lektury zastanawiałam się jak to możliwe, że tak tępym i naiwnym babom udaje się "bez przeszkód" eliminować mężów? Czy to rzeczywiście siła wyższa im pomaga jak uważa Martusia? A może lepiej siła diabelska? Koniec końców rezultaty są jakie są i wszystkie panie są zadowolone.

Pani Rudnicka jak już wiem (z portalu Lubimy Czytać) stworzyła kolejną zgrabną i
rozśmieszającą do łez komedię, która wciąga czytelnika w nieudolne intrygi uknute przez nierozgarnięte kobiety, zabawne dialogi i ... happy end (oczywiście nie dla wszystkich). W zabawny sposób przedstawia jak można się pozbyć męża nie mając jego krwi na rękach (nie, nie mówię tu o płatnym zabójcy). To po prostu zwykłe przypadki niezwykłych wypadków, które kończą się śmiercią. Choć z punktu widzenia czytelnika to niewiarygodne jak to jest, że policja wierzy w przypadki (no po za jednym wyjątkiem). I kto tu jest bardziej naiwny? 

Ale oczywiście trzeba pamiętać, że to tylko fikcja i takie rzeczy są mało prawdopodobne. Policja jest raczej skuteczne i nie ma się co łudzić, że prawda nie wyjdzie na jaw. Pytanie tylko: kiedy? 

Nie mniej książka i to co stworzyła autorka to moim zdaniem majstersztyk komedii kryminalnej. Lektura obowiązkowa dla stróżów prawa i nie tylko :-) Dla mnie zaś to jedna z ulubionych książek. Co z kolei prowadzi do tego, że autorka trafiła na moją listę ulubionych autorów. Nie pozostaje mi nic innego jak serdecznie polecić zabawne przygody trzech przyjaciółek, które pragną w łatwy sposób lepszego życia. Jestem pewna, że będziecie pękać ze śmiechu. 

Ocena: 10/10

Tytuł: Były sobie świnki trzy
Autorka; Olga Rudnicka
Wydawnictwo: Wyd. Prószyński i S-ka
Data wydania: marzec 2016
Ilość stron: 360


piątek, 17 czerwca 2016

Przekroczyć granice - Katie McGarry

Zły chłopak
Zagubiona dziewczyna 
Byli sobie przeznaczeni


Czy miłość zdoła uleczyć ich serca?
Czy pomoże im na nowo odnaleźć sens życia?


Echo Emerson kilka lat wcześniej przeżyła coś strasznego, co pozostawiło blizny na jej ciele i duszy. To wydarzenie było tak potworne, że dziewczyna wyparła jej z pamięci. Zostaje zmuszona do wzięcia udziału w terapii prowadzonej przez panią Collins. Wszystko po to by przywrócić jej pamięć i pomóc odzyskać normalność.

Noah Hutchins stracił rodziców a on i jego młodsi braci zostają umieszczeni w rodzinach zastępczych. Z dobrego uczni i sportowca staje się outsiderem. Jednak by odzyskać braci musi udowodnić, że nadaje się na opiekuna. Kuratorka zmusza więc go do udziału w terapii pani Collins.

Dziewczyna i chłopak przeżyli ciężkie chwile i teraz pragną odzyskać normalność, która pomoże im wrócić do życia. Łączą swoje siły by pokonać system i ona: by poznać prawdę o wydarzeniu sprzed dwóch lat, on: by wywalczyć prawo do opieki nad braćmi. 

"Przekroczyć granice" to pierwsza wydana w Polsce książka autorki Katie McGarry. Być może i książka jest dobra ale ja osobiście uważam, że nie dla mnie. Zbyt wiele widzę tu podobieństw do innych książek np. zły chłopak i dobra dziewczyna - Idealna chemia, chodzenie na terapię do szkolnego psychologa, wyparcie wspomnieć - Mara Dyer, gra w bilard i włam do gabinetu psychologa - Szeptem. Pewnie mogłabym wymienić więcej ale po co? Oryginalnością książka nie grzeszy. Przez cały czas czytania miałam też wrażenie, że już gdzieś coś podobnego czytałam.  Fabuła niczym nie nie zaskoczyła, a zakończenie było przewidywalne. To według mnie są minusy.

Na plus mogę przyznać, że postacie są dobrze wykreowane. Echo - dziewczyna po przeżyciach, która pragnie normalności i Noah - chłopak, który walczy o odzyskanie braci. Oboje mają swoje mocne i słabe momenty, ale ogólnie da się ich lubić. Choć pod koniec był moment kiedy miałam ochotę potrząsnąć Echo. Co ona wyprawiała??? 
Na uwagę zasługuje nie mniej ważna postać: Pani Collins. Odgrywa w tej całej historii kluczową rolę i choć bywa wkurzająca to bez niej ta książka nie miałaby sensu. Ona jest takim łącznikiem miedzy Echo, Noah i normalnością. Z jej pomocą osiągają swoje cele. Nie mnie muszę zaznaczy, że nie podoba mi się to, że dorośli zawsze wiedzą wszystko lepiej i wiedzą co jest dobre a co złe dla dzieci. Nikt nie jest nieomylny i każdy popełnia błędy, ale to nie znaczy, że może wydawać sądy w czyichś sprawach. 

Jeszcze sprawa imion. Echo i Ares. Jak dowiadujemy się z treści matka Echo to miłośniczka mitów greckich stąd też imię Echo i jej brata Ares. Tylko dla mnie to trochę nieporozumienie jeśli chodzi o jej brata. Z tego czego można się dowiedzieć to był on dobry, dbał o siostrę i miał nastawienie pokojowe. A Ares to przecież imię boga wojny. To mi jakoś nie bardzo do niego pasuje. Ale cóż autorka ma prawo do wybierania imion postaciom.

"Przekroczyć granice" okazało się dla mnie rozczarowaniem. Choć polubiłam głównych bohaterów, a także kilka postaci drugoplanowych to jak najszybciej chcę zapomnieć o książce. Zbyt wiele dramatów. Niby kończy się dobrze, ale czegoś mi tu zabrakło. Może ktoś inny będzie potrafił docenić tę historię bo ja tego zrobić nie umiem. Jak na razie jest to najgorsza książka z gatunku Young Adult jaką miałam okazję przeczytać. 


Ocena: 3/10

Tytuł polski: Przekroczyć granice
Tytuł oryginału: Pushing the Limits
Autorka: Katie McGarry
Wydawca: MUZA
Data wydania: Czerwiec 2016

Ilość stron: 495

czwartek, 9 czerwca 2016

Oddychaj mną - Abbi Glines

Miłość dziewczyny z przeszłością i rockmana ze świetlaną przyszłością.

Jako nałogowa książkoholiczka często zaglądam na różne portale internetowe, gdzie można znaleźć
informacje na temat książek (nowości, zapowiedzi, recenzje, opinie). Jedną z takich stron jest  portal BookGeek i to właśnie tu wypatrzyłam "Oddychaj mną". Książka choć była dopiero w zapowiedziach po przeczytaniu opisu wiedziałam, że mi się może spodobać. Moją szczególną uwagę przyciągnęła okładka. Przyglądając się jej myślałam "Ale niezła klata i gitara". Zarówno facet jak i dziewczyna nieźle prezentują się na okładce, która nie jest przeładowana i cała uwaga skupia się na parze. Historia może i jest banalna oraz nazbyt przewidywalna, ale bardzo dobrze mi się ją czytało (podobnie jak mojej siostrze). 

Główna bohaterka, Sadie, nie miała i nadal nie ma łatwego życia. Jest wynikiem związku jej matki z żonatym mężczyzną, który nie chciał mieć z nimi nic wspólnego. Jakby tego było mało jej nieodpowiedzialna matka po raz drugi zaliczyła wpadkę. Dlatego też w jej zastępstwie dziewczyna zaczyna pracę w domu nastoletniej gwiazdy rocka. 
Z początku odporna na urok i sławę Jaxa Stone'a szybko przekonuje się, że nie jest on taki płytki jak wcześniej myślała. Zakochują się w sobie wbrew własnej woli i ostrzeżeniom znajomych. Mimo, że ich "związek" nie może mieć przyszłości ze względu na to iż on jest mega popularną gwiazdą i żyje w świetle jupiterów a ona jest tylko zwykłą służącą z ciężarną matką postanawiają spróbować. Zadanie nie jest łatwe, ale starają się. Czy jednak ich uczucie poradzi sobie ze sławą Jax? A Sadie czy zdecyduje się na wyjście z ukrycia i pokazać u boku chłopaka by jej życie stało się obserwowane przez fanki?

Jesteś moim... powietrzem.

O Abbi Glines słyszałam już od jakiegoś czasu za sprawą innych książek. Mimo to nie miałam wcześniej styczności z jej powieściami i niewiedziałam czego się spodziewać po jej twórczości. "Oddychaj mną" to pierwsza książka tej pani, którą przeczytałam. Nie muszę wyjaśniać, że skusiła mnie głównie okładka.

Moje wrażenia są pozytywne, choć przyznaję historia jest naiwna i stereotypowa. Taka typowa młodzieżówka. Biedna dziewczyna ciężko pracująca i super przystojny gwiazdor rocka. Samo też zachowanie Sadie jest dość śmieszne. Naprawdę nie potrafię zdecydować czy jej naiwność jest słodka czy wkurzająca. Co do zachowanie Jaxa to momentami odbiega od typowego gwiazdora a momentami wręcz przeciwnie. Zdecydowanie bardziej mi pasuje na gwiazdę popu a nie rocka. 

Najbardziej wkurzającą postacią w tej książce jest Jessica, matka Sadie. Ta kobieta nie zawaha się manipulować swoją córką. Zastanawiałam się nawet w trakcie czytania jak to możliwe, żeby dorosła kobieta zrzucała wszystko na nastolatkę. Kompletnie tego nie ogarniam. Ok, jest w ciąży ale to przecież żadna choroba i powinna wreszcie dorosnąć. Było nie było to już jej drugie dziecko a zachowuje się jak gówniara. Nie raz miałam ochotę potrząsnąć tą babą aż wreszcie zmądrzeje i zacznie się zachowywać jak przystało na matkę. Na szczęście dziewczyna w domu Jaxa poznaje ludzi, którzy stają się dla niej rodziną. W trudnych momentach oprócz swojego chłopaka mogła liczyć na przyjaciela Marcusa, panią Mary i ogrodnika pana Grega. 

W sumie to dobrze mi się czytało. Książka jest bardzo dobra i miło spędziłam czas w towarzystwie Jaxa i Sadie. Śmiało polecam "Oddychaj mną". 

Moja ocena: 9,5/10

Tytuł polski: Oddychaj mną
Tytuł oryginału: Breathe
Autorka: Abbi Glines
Wydawca: Wydawnictwo Pascal
Data wydania: luty 2016
Ilość stron:362

wtorek, 7 czerwca 2016

Szeptucha - Katarzyna Berenika Miszczuk

Taka miłość zdarza się raz na tysiąc lat ... 

Czym/ kim jest szeptucha? Za dawnych czasów było to wiejska lekarka lub jak kto woli znachorka. Oczywiście jej metody odbiegały od tradycyjnych, ale podobno były skuteczne. Szeptucha to też tytuł najnowszej powieści Katarzyny Bereniki Miszczuk, która zadebiutowała kilka lat temu książką dla nastolatek "Wilk" i jej kontynuacji "Wilczyca". Od tamtej pory jej twórczość znacznie się rozwinęła. Mimo to pani Kasia ciągle szuka swojego własnego stylu (to moje zdanie). Było już coś dla nastolatek o nastolatkach zamieniających się w wilki, o aniołach i diabłach a nawet historia, która działa się nie dość, że odległej przyszłość to jeszcze w kosmosie. O ile wiem próbowała też swoich sił w powieści z gatunku kryminał. Ale chyba nie specjalnie jej to wyszło. Teraz jej nowa książka jest zupełnie inna od poprzednich. W dużej mierze opiera się na kulturze, mitach i legendach słowiańskich osadzonych w XXI wieku.


Główna bohaterka Gosia (Gosława Brzózka) właśnie skończyła studia medyczne i została wysłana na "prowincję" na staż do miejscowej szeptuchy. Dla dziewczyny z miasta to prawdziwa tragedia. Jednak mus to mus, a Gosia zawsze rzetelnie przykłada się do swoich obowiązków. Byle odbębnić swoje i wrócić do miasta. 
Jej wyobrażenie szeptuch jest następujące: stara przygarbiona kobieta ubierająca się w wytartą spódnicę z wełny, szarej bluzki i oczywiście kwiecistej chusty na głowę. Kiedy więc poznaje swoją nauczycielkę jest mile zaskoczona. Może i jej szeptucha ma już swoje lata (określiła ją na siedemdziesiąt lat) to jest niezwykle postępowa. Mieszka w całkiem wygodnie urządzonym domu, i mówi płynnie po polsku - nie tak jak typowe wiejskie baby (to tylko dla klientów). Dziewczyna uznaje, że może nie będzie tak źle jak się obawiała. Zwłaszcza gdy poznaje już na samym początku pobytu w Bielinach Mieszka, niezwykle przystojnego mężczyznę, który jest praktykantem u miejscowego wróża. 
Niestety jej ulga nie trwa długo. Okazuje się, że jej przyjazd do Bielin nie jest przypadkowy. Został przewidziany w przepowiedni, która spełnia się raz na dwanaście tysięcy trzysta czterdzieści pięć pełni księżyca. Jaka więc jest rola Gosi w tej całej przepowiedni? Po której stanie dziewczyna by ocalić swoje życie?

Długo (bardzo) zastanawiałam się nad przeczytaniem "Szeptuchy". Choć bardzo lubię inne książki autorki to miałam wątpliwości co do tej konkretnej. Zwłaszcza, że jako 100% nowoczesna dziewczyna z miasta nie przepadam za dawnymi czasami. One mnie po prostu przerażają. Dopiero kiedy zauważyłam, że akcja dzieje się w XXI wieku a  nie jak się obawiałam np. w VI - VII wieku n.e. postanowiłam zaryzykować. Teraz sądzę, że warto było. Autorka przekazała w swojej historii dużo wiedzy o kulturze słowiańskiej i wydaje mi się, że udało jej się wpleść to wszystko do XXI wieku. Mamy tu zwykłych ludzi żyjących po nowoczesnemu i tych żyjących tradycjami. Oprócz ludzi pojawiają się też wszelakie istoty znane z mitów i legend słowiańskich takie jak: bogowie - Weles i Świętowit, rusałki, wąpierze (czytaj: wampiry) i ubożęta. Tradycja i nowoczesność dobrze ze sobą współgra i wyszła z tego zabawna całość. 

"Szeptucha" w porównaniu z pierwszą powieścią pani Kasi jest bardziej dojrzalsza, choć sama bohaterka już niespecjalnie (zwłaszcza jej zadurzenie się w Mieszku oraz jej fobia względem kleszczy i innego leśnego robactwa). Autorka świetnie wykreowała wszystkie postacie, te główne jak i drugoplanowe, dialogi są sensowne i zabawne, a całość trzyma się kupy. Sam pomysł może i mało oryginalny ale fajny. Przyznam, że momentami w trakcie czytania pojawiała mi się w myślach postać Wolhy Rednej znanej z "Zawodu: Wiedźma". Pewnie dlatego, że style pani Kasi jest podobny do stylu Olgi Gromyko, która świetnie potrafiła rozbawić czytelnika. Tak więc jest tu dużo przygód, niezła dawka humoru, ciekawe postacie i oczywiście Gosia :)

Podsumowując: warto poświęcić czas na "Szeptuchę". Zapewniam, że nie raz podczas lektury będziecie pękać ze śmiechu (dotyczy Gosi i jej licznych fobii). Jedynie co mogę na koniec zrobić to serdecznie ją polecić. Mnie samej zaś pozostaje teraz czekanie na kolejny tom, który rozwieje wiele niewidomych i wyjaśni wiele kwestii związanych z legendą o kwiecie paproci.

Moja ocena: 9/10

Tytuł: Szeptucha
Autorka: Katarzyna Berenika Miszczuk
Cykl: Kwiat Paproci. Tom I
Wydawca: Wydawnictwo W.A.B
Data wydania: luty 2016
Ilość stron: 415



A tu mamy konia rasy shire :)


piątek, 3 czerwca 2016

Prezenty i prezenciki ...

Mam to szczęście albo nieszczęście (jak kto woli), że urodziłam się 2 czerwca. Dzień po Dniu Dziecka. Nie ma to jak podwójne prezenty. Jako dziecko miałam z tego niezłą frajdę i choć już nie jestem dzieckiem to wciąż mi świadomość tego daje wiele radości. To prawie tak samo fajnie jak urodzić się np. w Boże Narodzenie. Dawniej moją wymarzonymi prezentami były wszelakie zabawki. Teraz są to ... KSIĄŻKI. Cała moja rodzinka wie, że kocham czytać i zawsze z okazji urodzin czy świąt jestem obdarowywana kilkoma książkami. Jedne są udane, inne nie. Nie mniej każda książka jaką otrzymuje zawsze wywołuje mój uśmiech na twarzy. A u mnie książki się nie marnują. Oprócz mnie czytają moja siostra i mama, więc jesteśmy taką rodzinką z miłością do książek i zwierząt. W tym roku oba te dni były dość udane. Książkowe "łupy" uważam za satysfakcjonujące i chętnie się z nimi podzielę. Lubię dzielić się radości z książek. Każdy książkoholik wie ile radości daje czytanie. To nie marudzę więcej :-)

Na pierwszy rzut pójdzie stosik z Dnia Dziecka, który częściowo sama sobie sprawiłam, a częściowo to prezenty od przyjaciół.

1. Były sobie świnki trzy - Olga Rudnicka
2. Real - Katy Evans
3. Tak słodko ... - Tammara Webber
4. Szeptucha - Katarzyna Berenika Miszczuk
5. Ugly Love - Colleen Hoover

Najbardziej się ucieszyłam z "Tak słodko ..." i "Ugly Love". Obie autorki zaliczają się do grona moich ulubionych. Ich pozostałe książki mam przeczytanie i uważam, że są naprawdę świetne. Natomiast jeśli chodzi o Olgę Rudnicką to moje pierwsze spotkanie z jej twórczością miało miejsce za sprawą książki "Fartowny pech", która śmieszyła mnie do samego końca. Postanowiłam więc spróbować zapoznać się jej innymi dziełami (patrz fotka niżej). O "Real" było dość głośno więc i ja się skusiłam. Okładka robi wrażenie :) Jak zerkałam na fb wydawnictwo to widziałam już zapowiedź drugiego tomu. Kto wie może jak przeczytam "Real" to przyjdzie czas na "Mine". No i ostatnia książka ze stosiku to "Szeptucha". Tę autorkę znam doskonale. Jej książki nawet mi się podobają choć wydaje się, że autorka jeszcze nie odnalazła swojego stylu. Nie mniej jej najnowsza powieść zapowiada się ciekawie.

Czas na stosik urodzinowy. Składa się on głównie z książek Olgi Rudnickiej, która za sprawą "Fartownego pecha" rozbawiła mnie do łez. A teraz dzięki rodzince mam okazję poznać inne jej książki. Powyżej na zdjęciu jest "Były sobie świnki trzy". Natomiast tutaj znajdą się dwie serie.

1. Natalii 5
2. Drugi przekręt Natalii
3. Do trzech razy Natalie
4. Zacisze 13
5. Zacisze 13. Powrót

Jak widać warto wcześniej podrzucić rodzince listę książek. Seria o Nataliach to prezent o mamy, która podobnie jak ja uwielbia czytać. Natomiast Zacisze 13 dostałam od siostry, która zaraziła mnie czytaniem. Cała moja przygoda z książkami zaczęła się właśnie od niej i od "Wampiratów". Jest też słodki dodatek: baton Mars i wafel z Milki. Kto nie lubi słodkości z firmy Milka? Chyba nie ma takiej osoby. Ja osobiście uwielbiam wszystkie ich wyroby. A teraz wybór jest przeogromny (nie to co za czasów gdy byłam dzieckiem). Do Mars mam sentyment. Jako dziecko często się zajadałam batonami Mars jak i Milky Way. Teraz coraz mniej objadam się słodyczami ale od czasu do czasu lubię się na coś skusić. No i lepiej się czyta delektując się zarówno lekturą jak i słodyczami.

Ale to nie wszystko :) Oprócz wyżej wymienionych książek dostałam też coś co ostatnio jest w modzie. Kolorowanki dla dorosłych. Od razu przypominają mi się czasy jak byłam dzieckiem i gdy tylko pogoda nie dopisała brałam swoje ukochane kredki i siadałam do kolorowanek. Od jakiegoś czasu pojawia się coraz więcej tak zwanych "kolorowanek dla dorosłych". No bo kto powiedział, że ta przyjemność jest przeznaczona tylko dla dzieci? Czemu taki dorosły po ciężkim dniu nie miałby usiąść sobie i zrelaksować się wracając do lat młodości. To naprawdę bardzo fajna rozrywka. Udało mi się nawet jeden obrazek pokolorować. Może gdy skończę te, które dostałam w prezencie upoluję jakieś inne. A póki co przede mną czas na relaks. Jak to dobrze, że dni są coraz dłuższe. Zaś wieczory idealnie nadają się na relaksie przy kolorowance. Można też wybrać się na łono natury i tam oddać się kolorowaniu.

Mogę śmiało powiedzieć, że urodziny się udały. Takie prezenty to lubię najbardziej. Trochę tego jest ale wiadomo urodziny są tylko raz w roku. Ok. To uciekam cieszyć się prezentami zajadając się słodkościami :-P


środa, 1 czerwca 2016

Bez słów - Mia Sheridan

"Pełne zrozumienia milczenie bywa lepsze od wielu słów, które koniec końców okazują się bezsensowne i zbędne."

Był piękny majowy dzień. Wybrałam się więc na polowanie do księgarni. Moim celem była książka "Nevermore. Otchłań", na którą czekałam kilka dobrych lat. Niestety nie było jej. Ale nie byłabym sobą gdybym wyszła z księgarni bez książki. Przechadzając się między półkami mój wzrok przyciągnęła książka na której okładce widniał nagi męski tors na tle majestatycznych gór i jeziora otoczonego mgłą. Tytuł książki brzmiał intrygująco: "Bez słów" a sam opis zapowiadał, że ta książka jest w sam raz dla mnie. Miałam rację. "Bez słów" to cudownie wzruszająca historia dwojga młodych ludzi ciężko doświadczonych przez los. 

Bree Prescott przyjeżdża do małego miasteczka Pelion by uciec od przeszłości i odzyskać spokój i poczucie bezpieczeństwa. Wkrótce spotyka tajemniczego i dziwnego mężczyznę, Po krótkim wywiadzie dowiaduje się, że ów mężczyzna nazywa się Archer Hale i ma w miasteczku miano upośledzonego dziwaka i pustelnika - samotnika. Podobnie jak ona Archer przeżył w dzieciństwie tragedię, która miała wpływ na jego obecne życie. Od tamtej pory chłopak unika ludzi. Bree jednak szybko dostrzega w nim coś więcej niż jego "upośledzenie". Widzi w nim mężczyznę naznaczonego cierpieniem, wrażliwego, pełnego ciepła i łaknącego akceptacji ludzi w miasteczku. Czy jednak determinacja dziewczyny wystarczy by przekonać Pelion, że Archer Hale nie jest taki jak myśleli?

No właśnie by poznać losy Bree i Archera warto zagłębić się w książkę. Ja zrobiłam to tylko dzięki temu, że w księgarni nie było tego czego szukałam i mój wybór padł na "Bez słów". Teraz śmiało mogę powiedzieć, że było to bardzo dobry wybór. To co stworzyła autorka sprawiało, że na moich ustach pojawiał się uśmiech a nawet poleciały z oczy łzy. Dlatego też ostrzegam: zaopatrzcie się w chusteczki bowiem zakończenie wyciśnie łzy z niejednego czytelnika. Cieszę się, że miałam tę szansę poznać Bree i Archera i pokochać ich.

"Kochanie drugiej osoby zawsze oznacza otwieranie się na zranienie."

A co najbardziej mi się podoba (oprócz okładki :-P)? Postacie, które moi zdaniem nie są stereotypowe. Powiedziałaby, że w tej książce role się odwróciły i to Bree jest tą strona, która pomaga Archerowi wrócić do życia i społeczności Pelion. Choć mężczyzna również jej pomaga odzyskać spokój i poczucie bezpieczeństwa, które ktoś brutalnie jej odebrał. Dziewczyna znalazła też siły by walczyć o miłość, która choć piękna nie jest łatwa a na jej drodze stoją przeszkody. Jej najgroźniejszym przeciwnikiem jest Victoria Hale, która trzyma miasteczko w garści i zrobi wszystko by prawda o wydarzeniach z przeszłości nie wyszła na jaw. Natomiast Archera poznajemy jako pustelnika stroniącego od ludzi. Wiele lat spędził sam przekonany, że nie jest nic wart. Dopiero Bree sprawia, że zaczyna wierzyć we własne siły i krok po kroku wraca do społeczności. Autorka przedstawiła go jako kruchego i wrażliwego mężczyznę, któremu brak pewności siebie. Uważam, że to naprawdę urocze. Głównie to jak z pustelnika dziwaka staje się Archerem Hale, bohaterem Pelion.

Tak więc podsumowując ta książka to prawdziwy wyciskacz łez. Ja osobiście w trakcie czytania wylałam morze łez i wydmuchałam kilka paczek chusteczek. I choć niektórzy uważają ją za słodką (to nie moje zdanie). Według mnie mamy tu słodycz i gorycz, które wzajemnie się równoważą i całość jest naprawdę świetna. A słodycz jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

Moja ocena: 10/10

Tytuł polski: Bez słów
Tytuł oryginału: Archer's Voice
Autorka: Mia Sheridan
Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Data wydania: marzec 2016
Ilość stron: 400